Colleen Hoover - Maybe Someday PL, Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->PrologSydneyWłaśnie walnęłam dziewczynę w twarz. I to nie byle jaką dziewczynę. Moją najlepsząprzyjaciółkę. Moją współlokatorkę.Cóż, chociaż od pięciu minut powinnam ją nazywać byłą współlokatorką.Jej nos prawie natychmiast zaczął krwawić i przez chwilę pożałowałam tego,żejąuderzyłam. Ale potem przypomniałam sobie, jaką jest kłamliwą, zdradziecką szmatą, a tosprawiło,żemiałam ochotę jej przyłożyć jeszcze raz. I zrobiłabym to, gdyby Hunter mi nieprzeszkodził, stając między nami.Więc zamiast jej, walnęłam go. Niestety, nie zrobiłam mużadnejkrzywdy. Tylko moja rękana tym ucierpiała.Uderzenie kogoś boli o wiele bardziej, niż to sobie wyobrażałam. Nie,żebymspędzałaprzesadnie dużo czasu nad wyobrażaniem sobie, jak to jest bić ludzi. Chociaż znowu mamna to ochotę, kiedy spoglądam w dół na swój telefon i czytam treść wiadomości od Ridge’a.Jest kolejną osobą, której chcę to zrobić. Wiem,żetechnicznie nie ma nic wspólnego z moimobecnym położeniem, ale mógł mnie ostrzec wcześniej. Dlatego jego też chciałabymuderzyć.Ridge: Wszystko gra? Chcesz wpaść, jak przestanie padać deszcz?Oczywiście,żenie chcę wpaść. Moja pięść boli już wystarczająco, a jeśli pójdę do jegomieszkania, będzie bolała o wiele bardziej, kiedy z nim skończę.Odwracam się i spoglądam na jego balkon. Opiera się o szklane, przesuwane drzwi; trzymatelefon w dłoni i mnie obserwuje. Jest prawie ciemno, aleświatłaz dziedzińca oświetlają jegotwarz. Jego ciemne oczy są we mnie utkwione, a sposób, w jaki lekko unosi kąciki ust wdelikatnym uśmiechu pełnymżalu,sprawia,żeciężko mi zapamiętać, dlaczego jestem naniego zdenerwowana w pierwszej kolejności. Wolną ręką przebiega dłonią przez włosy luźnozwisające na czoło i ujawnia tym jeszcze więcej obaw, które malują się na jego twarzy. Amoże to wyrazżalu.Tak, jak to powinno być.Decyduję się nie odpowiadać, ale zamiast tego pokazać muśrodkowypalec. Potrząsagłową i wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć „próbowałem”, a następnie wchodzi domieszkania i zamyka za sobą drzwi.Wkładam telefon do kieszeni, zanim zamoknie, i rozglądam się po dziedzińcu zapartamentami, gdzie mieszkałam przez dwa miesiące. Kiedy po raz pierwszy sięprzeprowadziliśmy, gorące lato w Teksasie zwalczało ostatnieśladywiosny, ale tendziedziniec jakoś tętniłżyciem.Jaskrawoniebieskie i fioletowe hortensje były wsadzone poobu stronach chodnika prowadzącego do klatek schodowych. Fontanna w centrum widziałaregularny strumień młodych odwiedzających.Tłumaczenie:marika1311Strona 2Teraz, kiedy lato jest w najbardziej nieatrakcyjnej chwili, woda w fontannie już dawnowyparowała. Hortensje są smutne i zwiędłe, co przypomina mi emocje, które odczuwałam,kiedy przeprowadziłyśmy się tu z Tori. Patrząc na dziedziniec teraz, kiedy jest pokonanyprzez porę roku, jest to niesamowicie równolegle do tego, jak się czuję w tym momencie.Pokonana i smutna.Siedzę na krawędzi pustej teraz fontanny i opieram się łokciami o dwie walizki, którezawierają większość moich rzeczy. Czekam na taksówkę, która ma po mnie przyjechać. Niemam pojęcia, gdzie mnie zabierze, ale wiem,żewolałabym być wszędzie, tylko nie tu.Bo cóż, jestem bezdomna.Mogłabym zadzwonić do rodziców, ale to tylko dałoby im amunicję, by zacząć zarzucaćmnie ich „a nie mówiłem?”.Mówiliśmy ci,żebyśnie wyprowadzała się tak daleko, Sydney.Mówiliśmy ci,żebyśnie brała na poważnie tego chłopca.Mówiliśmy ci,żegdybyś wybrała studia prawnicze zamiast muzyki, to byśmy za to zapłacili.Mówiliśmy ci,żebyśtrzymała kciuk na zewnątrz pięści, kiedy kogoś uderzasz.Dobra, może nigdy nie uczyli mnie poprawnej techniki bicia ludzi, ale jeśli za każdymcholernym razem mają rację, to powinni to zrobić.Zaciskam pięść, następnie rozkładam palce i znowu ją zaciskam. Przez moją dłońprzechodzi zaskakujący ból i jestem pewna,żepowinnam umieścić na niej lód.Żalmichłopaków. Przywalenie komuś jest do bani.Wiecie, co jeszcze jest do bani? Deszcz. Zawsze spada w nieodpowiednim momencie,takim jak teraz, kiedy jestem bezdomna.Taksówka w końcu podjeżdża, więc wstaję i łapię moje walizki. Zaczynam ciągnąć je zasobą, podchodząc do auta, kiedy kierowca wychodzi i otwiera bagażnik. Zanim wręczam mupierwszą walizkę, serce mi zamarza i zdaję sobie sprawę,żenawet nie mam przy sobietorebki.Cholera.Rozglądam się dookoła, wracając do miejsca, gdzie przed chwilą siedziałam z walizkami, apotem dotykam swojego ramienia, jakby torebka mogła się tam nagle magicznie pojawić. Alewiem dokładnie, gdzie ona jest.Ściągnęłamją z ramienia i zrzuciłam na podłogę tuż przedtym, jak walnęłam Tori w jej drogi nos przypominający ten Cameron Diaz.Wzdycham. I zaczynam sięśmiać.Oczywiście,żeją tam zostawiłam. Mój pierwszy dzieńżyciajako bezdomna byłby zbyt prosty, gdybym miała przy sobie torebkę.- Przepraszam. – mówię do taksówkarza, który akurat wstawia do bagażnika moją drugąwalizkę. – Zmieniłam zdanie. Nie potrzebuję już taksówki.Tłumaczenie:marika1311Strona 3Wiem,żejakieś pół mili stąd jest hotel. Jeśli zbiorę się na odwagę, by wrócić dośrodkaizabrać swoją torebkę, pójdę tam i wynajmę pokój, zanim zdecyduję, co robić dalej. Bobardziej mokra i tak już być nie mogę.Kierowca bez słowa wyciąga walizki, stawia je na krawężniku przede mną i podchodzi dodrzwi od strony kierowcy, bez kontaktu wzrokowego ze mną. Po prostu wsiada i odjeżdża.Wyglądam aż takżałośnie?Zabieram swoje walizki i idę z powrotem do miejsca, w którym siedziałam, zanimzorientowałam się,żenie mam torebki. Spoglądam na moje mieszkanie, zastanawiając się,co by się stało, gdybym tam wróciła po swój portfel. Zostawiłam tak jakby bałagan, kiedywychodziłam. Chyba już wolę być bezdomna, niżbym miała tam wrócić.Siadam na walizce i rozważam swoją sytuację. Mogłabym komuś zapłacić,żebyposzedł nagórę zamiast mnie. Ale komu? Nikogo oprócz mnie tu nie ma. A kto powiedział,żeHunteralbo Tori w ogóle dadzą tej osobie moją torebkę.To naprawdę jest do bani. Wiem,żeskończę na tym,żezadzwonię do jednego z moichprzyjaciół, ale w tej chwili jestem zbyt zażenowana, by komukolwiek przyznać się do tego,jak bardzo byłam „ciemna” przez ostatnie dwa lata. Byłam kompletnie zaślepiona.Już teraz nienawidzę tego,żemam dwadzieścia dwa lata, a zostało mi jeszcze trzystasześćdziesiąt cztery dni,żebyto się skończyło.To jest tak bardzo do bani,żeaż.. płaczę?Świetnie.Płaczę. Jestem płaczącą, bezdomną, agresywną dziewczyną bez torebki. Ichociaż nie chcę tego przyznać, mogę mieć także złamane serce.Yep. A teraz szloch. Z pewnością tak się czujesz, kiedy masz złamane serce.- Pada. Pośpiesz się.Spoglądam w górę, by zobaczyć dziewczynę, która nade mną stoi. Trzyma parasol nadswoją głową i patrzy na mnie, jakby czekała, aż coś zrobię. Nieznajoma przeskakuje z nogina nogę.- Przemakam. No rusz się.Jej głos jest lekko wymagający, jakby robiła mi jakąś przysługę, a ja jestem niewdzięczna.Unoszę brwi i trzymam dłoń nad oczami, by uchronić je przed deszczem. Nie wiem, dlaczegonarzeka na to,żezmoknie, gdy nie ma na sobie zbyt wiele ubrań. Praktycznie jest naga.Rzucam okiem na jej koszulkę, której brakuje dolnej połowy, i zdaję sobie sprawę,żeto strójz Hooters.Czy ten dzień może być dziwniejszy? Siedzę na prawie wszystkim, co posiadam, w ulewie,a jakaś jędzowata kelnerka z Hooters mi rozkazuje.Wciąż wpatruję się w jej koszulkę, kiedy łapie mnie za rękę i ciągnie z irytacją.- Ridge mówił,żeto zrobisz. Muszę iść do pracy. Chodź ze mną, to ci pokażę, gdzie jestmieszkanie.Tłumaczenie:marika1311Strona 4Chwyta jedną z moich walizek, wyciąga jej uchwyt i podsuwa ją w moim kierunku. Samabierze drugą i zaczyna szybko iść przez dziedziniec. Idę za nią, ale tylko dlatego,żezabrałamoją walizkę, a ja chcę ją z powrotem.Kiedy zaczyna wchodzić na klatkę schodową, odwraca się i krzyczy przez ramię.- Nie wiem, jak długo zamierzasz zostać, ale mam tylko jedną zasadę. Trzymaj się z dalaod mojego pokoju.Dochodzi do mieszkania i otwiera drzwi, w ogóle się nie oglądając,żebyspojrzeć, czy zanią idę. Docieram do szczytu schodów i zatrzymuję się poza progiem mieszkania i patrzę wdół na paproć, stojącą poza wpływem upału, w donicy za drzwiami. Jej liście są bujne izielone, tak jakby pokazywały latuśrodkowypalec z odmową poddawania się ciepłu.Uśmiecham się do roślinki, tak jakby z niej dumna. A potem marszczę brwi, bo zdaję sobiesprawę,żejestem zazdrosna o odporność paproci.Kręcę głową i odwracam wzrok, następnie biorę z wahaniem krok w stronę nieznanego mimieszkania. Układ jest podobny do mojego, tyleżetu są cztery sypialnie. W mieszkaniumoim i Tori były tylko dwie, ale salon jest tej samej wielkości.Jedyną inną, zauważalną różnicą jest to,żew tym mieszkaniu nie widzężadnejkłamliwej,wbijającej nóż w plecy, krwawiącej z nosa dziwki. Nie widzę teżżadnychbrudnych naczyńTori ani jej ubrań leżących dookoła.Ustawia moją walizkę przy drzwiach, następnie odsuwa się kilka kroków, i czeka na mnie,żebym…właściwie to nie wiem, czego po mnie oczekuje.Przewraca oczami i łapie moje ramię, ciągnąc przez próg i dalej, w głąb mieszkania.- Co jest z tobą do cholery nie tak? Czy ty w ogóle umiesz mówić? – zaczyna zamykaćdrzwi, ale przerywa i odwraca się, z szeroko otwartymi oczami. Trzyma palec w powietrzu. –Chwila. – mówi. – Nie jesteś chyba… - przewraca oczami i klepie się w czoło. – O mój Boże,jesteś głucha.Żeco? Co jest nie takz nią?Kręcę głową i otwieram usta,żebyjej odpowiedzieć, ale miprzerywa.- Boże, Bridgette. – mamrocze do siebie. Przyciąga dłonie do twarzy i jęczy, zupełnieignorując fakt,żekręcę głową. – Czasami jesteś taką nieczułą suką.Wow. Ta dziewczyna ma jakieś poważne problemy z ludźmi. Trochę jest suką, nawet jeślidokłada wszelkich starań, by nią nie być. A teraz myśli,żejestem głucha. Nawet nie wiem,jak na to zareagować. Kręci głową, jakby była sobą rozczarowana, a potem patrzy prosto namnie.- MUSZĘ.. TERAZ.. IŚĆ.. DO.. PRACY! – krzyczy bardzo głośno i boleśnie powoli. Krzywięsię i biorę krok w tył, co powinno być wielką wskazówką,żesłyszę ją bardzo wyraźnie, alenawet tego nie zauważa. – RIDGE.. JEST… W.. SWOIM.. POKOJU!Zanim mam szansę powiedzieć jej, by przestała krzyczeć, wychodzi z mieszkania i zamykaza sobą drzwi.Tłumaczenie:marika1311Strona 5 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki