Cichy L. - Rozmowy o Evereście, ebooki tekst

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Leszek Cichy Krzysztof Wielicki Jacek ŻakowskiRozmowy o EVEREŚCIE2„Jest to opowieść o tym, jak (...) dwaj ludzie, odznaczający się nieprzeciętną dzielnością i wprawą, ożywieni niezachwianą wolą zwycięstwa, osiągnęli szczyt Mount Ererestn i pmrró-cili szczęślmie do swych towarzyszy.Jednakże nie jest to jeszcze cala opowieść, gd\ż zdobycie Ererestn nie było dziełem jednego dnia ani nawet paru niezapomnianych, pełnych niepokoju tygodni (...). W istocie jest to historia długotrwałego, uporczywego wysiłku wielu ludzi na znacznej przestrzeni czasu. (...)” ' ' 'John Hunt, „ Zdobycie Mount Ererestn ”5Dziennikarze nazywają go „dachem świata”, geografowie — Czomolungmą lub Mount Evere-stem, Nepalczycy - Sagami atha, alpiniści mówią po prostu - Everest. Po raz pieiwszy poddał się wyprawie brytyjskiej kierowanej przez Johna Hunta. W dniu 29 maja 1953 r. na szczycie stanęli Nowozelandczyk Edmund Hillary i Nepalczyk Tenzing Noikey. Pieiwsza kobieta -Japonka Juko Tabei — stanęła na nim dopiero w 1975 r. Pieiwsza Europejka - Wanda Rutkiewicz - trzy lata później. W lutym 1980 r. wszystkie agencje świata podały bulwersującą himalaistów wiadomość: „Polacy jako pieiwsi osiągnęli zimą najwyższy punkt kuli ziemskiej”. Nigdy chyba w historii polskiego alpinizmu żadna wyprawa nie cieszyła się tak ogromnym, tak powszechnym zainteresowaniem jak ta - zimowa wyprawa na Mount Everest. Ogromny entuzjazm, z jakim przyjęto w kraju zdobywców najwyższego szczytu świata, a potem setki zaproszeń na spotkania w szkołach, zakładach pracy, klubach podsunęły mi pomysł przygotowania tej książki. Ulegając moim namowom bezpośredni autorzy tego sukcesu - Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki — zgodzili się poddać swoistej wiwisekcji. Ma ona ukazać proces kształtowania się charakterów, postaw, ambicji. Wszystkich tych najwznioślejszych cech, których szczególnym sprawdzianem były owe dni spędzone wśród czterdziestostopniowych mrozów i szalejących wiatrów. Książka ta jest kwintesencją utrwalonych na taśmie kilkudziesięciu godzin rozmów i blisko tysiąca stron notatek. Mimo to wielu spraw udało nam się zaledwie dotknąć, a jeszcze więcej musieliśmy po prostu pominąć. Nasza relacja ogranicza się więc do tych faktów i zdarzeń, które wydawały nam się najistotniejsze. Nie dajemy też odpowiedzi na pytania o sens i cel alpuiizmu ani o czynniki kształtujące pożądane w tym sporcie postawy. Takich odpowiedzi po prostu nie ma.Warszawa, czeiwiec 1980Jacek Żakowski6EYEREST ’80część I7Uczestnicy wyprawy Everest ’80Andrzej Zawada - kierownikJózef Bakalarski - filmowiecLeszek CichyKrzysztof CieleckiRyszard DmochWalenty FiutRyszard GajewskiAndrzej Zygmunt HeinrichJan Holnicki-SzulcRobert Janik - lekarzBogdan Jankowski — radiooperatorStanisław Jaworski 1 - filmowiecAleksander LwówJanusz MączkaKazimierz Waldemar OlechMaciej PawlikowskiMarian PiekutowskiRyszard SzafirskiKrzysztof WielickiKrzysztof Żurek1 Stanisław Jaworski zginął dnia 11 grudnia 1983 roku w wyprawie zimowej na Manaslu (wys 8165 m) w Nepalu.aNerwówkaJACEK ŻAKOWSKI - Zobowiązaliśmy się w ciągli niespełna półtora miesiąca napisać książkę ukazującą nasze drogi na Everest. Ten Everest i te drogi rozumieć mamy szeroko. Samo zdobycie szczytu ma być zaledwie pretekstem dla pokazania tego, co wam kazało i pozwoliło odnieść sukces.Jeżeli nie chcemy, żeby ta książka stała się jeszcze jednym tomikiem mamiącym jedynie sensacyjnością tematu, to musimy zdobyć się na prawdziwą szczerość. Musimy pokazać jak najbardziej soczysty obraz. Żeby to osiągnąć, powinniśmy starać się stworzyć naszym rozmowom specjalną atmosferę, atmosferę umożliwiającą mi zadawanie wszystkich pytali, a wam - udzielanie w pełni prawdziwych (prawda, cała prawda...) odpowiedzi.Zgodnie z naszą umową pieiwsza rozmowa dotyczyć ma waszej wyprawy na Everest. Zanim do niej doszło istniał, o ile wiem, pewien program polskiego himalaizmu To zimowe wejście na najwyższy szczyt świata było ostatnim ogniwem brakującym do jego pełnej realizacji.LESZEK CICHY - Formalnego, długofalowego programu nigdy nie było. Nikt takiego programu nie opracował ani nie zatwierdził.J. Ż.- Myślę o artykule Warteresiewicza, ogłoszonym w „Taterniku” bodajże w 1966 roku.L.C.-No tak. W momencie kiedy otworzyły się możliwości wyjazdów...KRZYSZTOF WIELICKI - Gdzieś od 1960 roku, to znaczy od pierwszej wyprawy w Hindukusz...L.C.- ...zaczęła się walka o pieiwszą polską wyprawę w Himalaje. To znaczy pierwszą powojenną, bo w 1939 roku odbyła się wyprawa naNanda Devi East (wys. 7434 ni).K. W.— Od tego czasu Europa i świat poszły sporo do przodu W 1950 roku Herzog i Lachenal zdobyli Annapurnę - pierwszy ośmiotysięcznik. Czternaście lat później wszystkie ośmio-tysięczniki były pokonane. Potem lista najwyższych nie zdobytych jeszcze szczytów kurczyła się bar dzo szybko. Wtedy Warteresiewicz opublikował artykuł „Himalaje z nami czy bez nas”. Napisał, że trzeba skupić się na robieniu pierwszych wejść. Uważał, że nie ma sensu zabierać się do powtarzania zrobionych już dróg. Na to był jeszcze czas.L. C.-Radził nastawić się na nie zdobyte, wysokie siedmiotysięczniki, bo ze szczytem zawszekojarzą się pieiwsi zdobywcy.K. W.— A kto wszedł drugi, kto trzeci, to już nie jest takie ważne. Chyba że zrobi się jakąś nową, ciekawą albo trudną drogę.J. Ż.-Na przykład filar' południowy Everestu?L. C.-Na przykład. Ale to już miał być trzeci etap. Przedtem trzeba było zdobyć doświadczenie. Zamknięciem tego etapu miała być narodowa wyprawa na Everest. Na każdym zjeź-dzie alpinistów, począwszy od wyprawy na Kunyang Chhish (wys. 7852 w) w roku 1971 zawsze ktoś wstawał i mówił: „Zgłaszam nie zrealizowany w poprzedniej kadencji wniosek zorganizowania nar odowej wyprawy na Everest”. To było marzenie pokoleń polskich himalaistów.K. W.- Tak się złożyło, że w Polsce było dużo czterdziestolatków — tych, którzy tworzyli bar dzo dobry polski alpinizm w latach sześćdziesiątych. Oni chcieli dokonać czegoś większego, ale czas uciekał, a wypraw nie było. Zyga, czyli Andrzej Heinrich, cały czas powtarzał: „Ja o tę wyprawę walczę od siedemdziesiątego trzeciego roku”. Gdyby udało się dopiero za pięć czy dziesięć lat, Zyga, Zawada, Szafir ski mogliby już nie pojechać.9L.C.- Chodziło o to, co mamy na tym Evereście zrobić. Powtórzyć starą drogę można teraz, ale można też za dziesięć lat. Nie jest już istotne, czy wejdzie się w pieiwszej setce, czy w trzeciej. Chodziło o ambicje całego pokolenia. Im marzyła się nowa droga - na przykład filarem południowym.J. Ż.- A jak to się stało, że Polacy jako pieiwsi dostali pozwolenie na atakowanie Everestuzimą?L.C.- To się zaczęło jeszcze w siedemdziesiątym ósmym roku, a właściwie o wiele wcześniej, była to bowiem od lat idea Andrzeja Zawady. Nepalczycy przysłali wtedy propozycję zorganizowania wspólnej polsko-nepalskiej wyprawy na Everest drogą pierwszych zdobywców. Uważaliśmy, że propozycja nie jest specjalnie atrakcyjna, więc zaczęliśmy się targować, kto za co będzie płacił i ile. Kiedy Andrzej Zawada pojechał na miejsce obgadywać szczegóły, okazało się, że tymczasem Włosi zgodzili się płacić za wszystko i już podpisali umowę. Zawada się wściekł, bo sprawa była już ustalona, porozumienie prawie podpisane. Żeby to jakoś załagodzić, Nepalczycy dali bardzo szybko pozwolenie na robienie filaru południowego wiosną osiemdziesiątego roku. Jednocześnie Zawada zaczął się starać o zezwolenie na zimę, ale nie dostał żadnej wiążącej odpowiedzi. Czas uciekał, nadzieje malały. Wszystko było przygotowywane na wiosnę. Zarząd ciągle naciskał, żeby ustalić, do kiedy będziemy czekali. Kiedy już będzie za późno, żeby zacząć organizować zimowy wyjazd. Najpieiw wyznaczono termin na koniec wiz e śni a. Ustalono, że jeśli nie będzie pozwolenia do końca WTześuia, to nie jedziemy. Potem na piętnastego października. W końcu na pieiwszego listopada. Trzydziestego pieiwszego października przyszła depesza, że nasz ambasador w Nepalu, Andrzej Wawrzyniak, ma nieoficjalne potwierdzenie. Piątego listopada znów wiadomość, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pozwolenie będzie.K. W.— Oficjalnie, na piśmie, dostaliśmy to dopiero dwudziestego drugiego listopada Wtedy było już wiadomo, że wyprawa na pewno niszy. Zawada dopiął swego.L. C.- Idea zunowej wyprawy na Everest, początkowo bardzo kontrowersyjna, także w na-szym środowisku, nareszcie miała szanse realizacji.Pozwolenie obejmowało gnidzień, styczeń i luty, ale od początku wiedzieliśmy, że ten pieiwszy miesiąc będzie stracony, bo nie da się na czas zorganizować wyjazdu. Zawada zastanawiał się nawet, czy nie zrezygnować, czy nie jest za późno. W końcu zdecydowaliśmy, że jedziemy, ale wiązało się to z nadzwyczajnym pośpiechem i wysiłkiem organizacyjnym. Muszę powiedzieć, że tej sprawy nie potrafili zrozumieć niektórzy koledzy, kiedy już na miejscu, w bazie, okazało się, że brakuje na przykład herbatników czy kubków. Niektórym trudno było wytłumaczyć, że na ostateczne przygotowania mieliśmy tylko miesiąc. Dopiero na miesiąc przed wyjazdem mogliśmy zacząć kupować jedzenie i wszystkie drobiazgi, bo przecież takie „grubsze” rzeczy, jak buty i ubrania, musieliśmy załatwić dużo wcześniej.J. Ż.- Czy od razu znaleźliście się na liście kandydatów?K. W.— Kandydatów tak.J. Ż.- A na liście wyprawy?K. W.-Nie.L. C.- W lecie Zawada wysłał ankiety do trzydziestu pani osób. Akurat nie było mnie w War-szawie, ale po przyjeździe natychmiast skontaktowałem się z nim i spytałem go, jaka jest szansa wyjazdu. Powiedział, że bardzo duża. Kiedy oddałem mu ankietę, skierował mnie do Dmocha, któiy zajmował się sprawami organizacyjnymi, żebym już zaczął działać. Jest taka zasada, że jak się kogoś zatrudnia przy organizacji, to powinien jechać, więc wiedziałem już, że pojadę.K.W.— Ja byłem dopiero trzeci na liście rezerwowych. Naw... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki