Connelly Michael (2007) - Punkt widokowy, Wilcze Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MICHAEL
CONNELLY
Punkt widokowy
Przełożył Łukasz Praski
Prószyński i S-ka
1
Telefon zadzwonił o północy. Harry Bosch czuwał, siedząc w salonie
pogrążonym w mroku. Lubił myśleć, że dzięki ciemnościom lepiej słyszy
saksofon. Tłumiąc jeden zmysł, wyostrzał inny.
Ale w głębi serca znał prawdę. Czekał.
Dzwonił Larry Gandle, jego przełożony w specjalnej sekcji zabójstw. Było
to pierwsze wezwanie Boscha w nowej pracy. Na nie właśnie czekał.
- Harry, nie śpisz?
- Nie śpię.
- Czego słuchasz?
- Franka Morgana, z koncertu w „Jazz Standard" w Nowym Jorku. W
tym momencie słyszysz George'a Cablesa na fortepianie.
- Brzmi jak „Ali Blues".
- Trafiłeś.
- Niezły kawałek. Przykro mi, że ci przerywam.
Bosch pilotem wyłączył muzykę.
- O co chodzi, poruczniku?
- Hollywood chce, żebyście wzięli z Iggym jedną sprawę. Dzisiaj mają
na tapecie już trzy i z czwartą sobie nie poradzą. Chyba zapowiada się
nowe hobby. Robota wygląda na egzekucję.
Departament Policji Los Angeles obejmował siedemnaście lokalnych
komend, z których każda miała swój komisariat i biuro detektywów, z
wydzieloną sekcją zabójstw. Ale detektywi z komend, działając na
pierwszej linii, nie mogli grzęznąć w długich sprawach. Gdy jakieś
morderstwo miało związek z polityką, mediami albo kimś znanym,
dochodzenie zwykle przekazywano specjalnej sekcji zabójstw, wchodzącej
w skład wydziału rabunków i zabójstw w Parker Center. Każda sprawa
wyglądająca na szczególnie trudną i czasochłonną-która jak hobby mogła
bardzo długo pozostawać przedmiotem zainteresowania śledczych - także
zostawała murowaną kandydatką do specjalnej sekcji zabójstw. To była
jedna z nich.
- Gdzie? - zapytał Bosch.
- W punkcie widokowym nad zaporą Mulholland. Wiesz, gdzie to jest?
- Aha, znam to miejsce.
Bosch wstał i podszedł do stołu w jadalni. Otworzył szufladę
przeznaczoną na sztućce, z której wyciągnął długopis i mały notatnik. Na
pierwszej stronie zapisał datę i miejsce morderstwa.
- Znamy jakieś szczegóły? - spytał.
- Niewiele - odparł Gandle. - Jak mówiłem, z opisu wynika, że to
egzekucja. Dwa strzały w tył głowy. Ktoś wziął gościa nad tamę i obryzgał
jego mózgiem piękny widok.
Bosch zastanowił się nad tym przez chwilę, po czym zadał kolejne
pytanie.
- Wiadomo, kim był denat?
- Ludzie z komendy jeszcze nad tym pracują. Może będą już coś mieli,
kiedy przyjedziesz. To prawie po sąsiedzku od ciebie, zgadza się?
- Niedaleko.
Gandle podał Boschowi bliższe informacje na temat miejsca zdarzenia,
pytając, czy Harry sam zawiadomi swojego partnera. Bosch odrzekł, że się
tym zajmie.
- Dobra, Harry, jedź tam, zorientuj się co i jak, a potem zadzwoń do
mnie. Po prostu mnie obudź. Wszyscy to robią.
Bosch pomyślał, że to typowe dla zwierzchnika skarżyć się na uciążliwość
nocnych telefonów człowiekowi, którego w trakcie ich współpracy
zamierzał stale budzić.
- Załatwione - powiedział Bosch.
Rozłączył się i natychmiast zadzwonił do Ignacia Ferrasa, swojego
nowego partnera. Ciągle się obwąchiwali. Ferras był ponad dwadzieścia
lat młodszy od niego i pochodził z innej kultury. Bosch był pewien, że
wytworzy się między nimi więź, ale to wymagało czasu. Jak zawsze.
Jego telefon zbudził Ferrasa, który szybko jednak oprzytomniał i wydawał
się skory do działania, a to był dobry znak. Jedyny kłopot polegał na tym,
że Ferras mieszkał aż w Diamond Bar, mógł więc
dotrzeć na miejsce zdarzenia co najmniej za godzinę. Bosch rozmawiał z
nim o tym pierwszego dnia, gdy zostali partnerami, lecz Ferras nie był
zainteresowany przeprowadzką. W Diamond Bar miał system pomocy
rodzinnej i nie chciał z niego rezygnować.
Bosch wiedział, że zjawi się na miejscu zdarzenia na długo przed
Ferrasem, co oznaczało, że będzie musiał samotnie załagodzić
zadrażnienia z miejscowymi funkcjonariuszami. Odebranie sprawy
zespołowi z komendy zawsze wymagało delikatności. Takiej decyzji
zwykle nie podejmowali detektywi obecni na miejscu morderstwa, ale
przełożeni. Żaden detektyw z wydziału zabójstw wart złoceń na swojej
odznace nigdy nie oddałby sprawy z własnej woli. Taki krok był sprzeczny
z jego misją.
- Do zobaczenia na miejscu, Ignacio - powiedział Bosch.
- Harry - odrzekł Ferras. - Prosiłem cię. Mów mi Iggy. Wszyscy mnie
tak nazywają.
Bosch zbył uwagę milczeniem. Nie chciał mu mówić Iggy. Nie sądził, aby
to imię brzmiało stosownie do rangi ich zadań i misji. Wolał, by jego
partner sam doszedł do tego wniosku i przestał go poprawiać.
Przypomniawszy sobie o czymś, Bosch polecił Ferrasowi wpaść po drodze
do Parker Center i wziąć przydzielony im samochód. Wiedział, że to
opóźni jego przyjazd o kilka minut, ale Bosch zamierzał dotrzeć na
miejsce własnym samochodem, a miał już prawie pusto w baku.
- Dobra, do zobaczenia - zakończył Bosch, dając spokój imionom.
Odłożył słuchawkę, po czym wyciągnął płaszcz z szafy przy drzwiach
wejściowych. Nakładając go, zerknął na swoje odbicie w lustrze na
wewnętrznej stronie skrzydła drzwi. Mimo swoich pięćdziesięciu sześciu
lat był szczupły i wysportowany, mógłby nawet przytyć parę kilogramów,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki