Calym soba - Tami Hoag, książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TAMI HOAG
CAŁYM SOBĄ
Przełożyła
Monika Pietkiewicz
PHANTOM PRESS INTERNATIONAL
GDAŃSK 1992
1
- Jace Cooper wraca do miasteczka!
Ręka Rebeki Bradshaw ześliznęła się po krawędzi base­
nu, w którym odbywał się masaż wibracyjny i notatnik wpadł
do pieniącej się wody. Woda rozprysła się na gazetę, którą
jej pacjent, Bob Wilkes, trzymał otwartą tuż nad powierzch¬
nią.
- Hej! - Bob, próbując rozpaczliwie ocalić gazetę, z obu¬
rzeniem spojrzał w górę. - Do licha Rebeko, a gdyby to było
radio albo suszarka do włosów, co?
Dziewczyna zmarszczyła się, bardziej jednak w reakcji na
wiadomość o Jace'im Cooperze, którą Bob przeczytał, niż na
niego samego.
- Miałbyś trwałą ondulację gratis - powiedziała. - Czy mo¬
gę prosić o mój notes?
Usta Boba rozchyliły się w figlarnym uśmiechu, którym
regularnie obdarzał swoją terapeutkę przez kilka ostatnich
miesięcy.
- Czemu nie weźmiesz go sama, śliczności?
Rebeka spojrzała krzywo.
- Wyłów go, Romeo, albo położę cię z powrotem na po¬
chylnię i wprawię ją w ruch z prędkością koła ruletki.
Wilkes podał jej ociekającą wodą, twardą podkładkę ra¬
zem z przyczepionym do niej plikiem papierów.
- Jesteś sadystką bez serca.
- Pochlebstwa donikąd cię nie zaprowadzą. - Rebeka rę¬
cznikiem próbowała osuszyć kartki i sweter. Nieproszone
myśli o Jace'im Cooperze nie przestawały jej prześladować.
Tłumiła w sobie chęć wyciągnięcia od Boba dalszych infor¬
macji.
On, jak gdyby czytając w jej myślach, ciągnął:
5
- Piszą, że Cooper zostaje odesłany do klubu Mavericks.
Będzie grał tu, w Mishawaka, jeśli uda mu się wyleczyć kola­
no. - Wilkes pokręcił głową. - Jak wam się to podoba? Facet
daje Chicago Kings sześć i pół wspaniałych sezonów. Jest
Gwiazdą Sezonu, zdobywcą Złotej Rękawicy, ale gdy zaczy­
na się kończyć, pakują go do średniaczków, nie uznając na¬
wet za stosowne ciepło go pożegnać. W jednej chwili z pier¬
wszej ligi, spada do klasy A. To śmierdzi.
- Przypuszczam, że mieli po prostu dosyć jego szwindli
poza boiskiem - zauważyła Dominika LeGault,która zajmo¬
wała się pacjentką leżącą na macie.
Rebeka spojrzała na koleżankę. Wysoka, długonoga Do¬
minika była kobietą rzadkiej i egzotycznej piękności. Jej
skóra miała kolor kawy z mlekiem, a oczy w kształcie migda¬
łów, zdradzały indiańskie pochodzenie matki.
Dominika potrząsnęła głową, odrzucając burzę czarnych
włosów, które ciężko opadły na ramiona.
- Biorąc pod uwagę wszystkie jego towarzyskie wyskoki i
publiczne afery, człowiek ten wpadał i wychodził z większych
kłopotów niż cała jego drużyna razem wzięta.
- Co mężczyzna robi ze swoim czasem, to jego prywatny
interes - zawyrokował Wilkes. - Co przypomina mi: Rebeko,
nie miałabyś dziś ochoty pójść ze mną na film? - Uśmiechnął
się czarująco. - Można już obejrzeć "Bimbos Galore" na wi­
deo.
- Nie wspomnę, jak długo na to czekałam - odpowiedziała
i dodała: - Wiesz, że nie umawiam się na randki z pacjenta¬
mi.
- Bardzo głupia zasada - wymamrotał Bob.
Była to zasada, której Rebeka ściśle przestrzegała przez
całe dziewięć lat pracy jako fizykoterapeuta. Jedyny wyjątek
od reguły - Jace Cooper - okazał się być największym błędem
jej życia.
Odrzuciła tę myśl, zostawiła zalane wodą notatki i poszła
do sali ćwiczeniowej, by z gabloty stojącej przy ścianie wyjąć
pudło z narzędziami i puszkę po kawie wypełnioną rozmai-
6
tymi śrubkami i nakrętkami. Za godzinę, pacjentka z uszko­
dzeniem rdzenia kręgowego miała odbyć" pierwszą próbę
użycia drążków równoległych, które trzeba było zamonto¬
wać.
Rebeka wiedziała, że nie ma czasu na rozmyślania o po¬
wrocie Jace'a. Zresztą, cóż to właściwie mogło ją obchodzić?
Nic. Nowina po prostu nieco ją zaskoczyła, to wszystko.
- Jace Cooper - zadumała się głośno pani Krumhansle,
pacjentka Dominiki, która przeciągnęła teraz ręką po stalo-
woszarych włosach. - Czy to nie ten słodziutki z popielatymi
włosami i kapitalnym tyłeczkiem?
Chrypliwy śmiech Dominiki wypełnił pokój.
- Tak, to on. Świetna rękawica. Jeśli chce, stać go na ato¬
mowy strzał, będę musiała odnowić karnet.
- Wydaje mi się, że dzisiaj o wiele więcej mówimy, niż pra¬
cujemy - teraz głos Rebeki zabrzmiał wyjątkowo ostro.
Bob Wilkes gwizdnął przeciągle i schował gazetę za sie¬
bie. Czarne oczy Dominiki utknęły pytająco w przyjaciółce,
ale Rebeka uniknęła wyjaśnień.
Koncentrując się na bieżącej pracy, przykucnęła i zaczęła
coś robić przy części urządzenia terapeutycznego. Z pewno¬
ścią miała na głowie ważniejsze sprawy, niż problem ambit¬
nego młodzieńca, którego niesprawiedliwie wyrzucono z
drużyny baseballowej. Musiała myśleć o swoim następnym
pacjencie. Musiała myśleć o planowanej rozbudowie działu
fizykoterapii. Zastanawiała się, czy jest jakiś sposób, by
przekonać radę szpitala do stworzenia oddzielnego gabine¬
tu terapii wodnej. Zastanawiała się, co Jace Cooper zrobił
sobie w kolano.
- Nie, nie Rebeko - mruczała do siebie, kręcąc przy tym
głową, tak że jej połyskliwe czarne włosy kołysały się to w
jedną, to w drugą stronę, lekko muskając ramiona. Była za¬
niepokojona faktem, że jedno wspomnienie o tym człowie¬
ku potrafiło wpędzić ją w taką depresję. Jace Cooper dawno
przestał być częścią jej życia. Pogodziła się z tą rzeczywisto­
ścią, odnalazła się w niej i przestała już za nim tęsknić. Przez
7
te lata zdarzało się jej poznać innych mężczyzn, wejść w inne
związki. Jace Cooper już nic dla niej nie znaczył. Zupełnie
nic.
Nagle ktoś pchnął drzwi pokoju terapeutycznego. Był to
doktor Donald Cornish. Spojrzenie Rebeki spoczęło na
mężczyźnie stojącym o kulach, obok doktora. Miał intrygu¬
jący wygląd dzikiego, nieco wychudłego kota, który na swo¬
im koncie ma więcej wygranych niż przegranych walk. Jego
trochę zmierzwione włosy, ciemne przy skórze, stopniowo
rozjaśniały się, aż do charakterystycznego złotego połysku
na końcach. Spod kształtnych brwi wpatrywały się w nią cie¬
mnoniebieskie oczy.
Czując jak serce rozpoczyna rozszalały taniec, Rebeka
gwałtownie się schyliła, uderzając głową w poziomy drążek.
Upuściła śrubokręt i przewróciła puszkę. Śrubki, nakrętki,
pinezki i gwoździe rozsypały się po całej podłodze.
Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Jace'a.
-Cóż, Beko - powiedział miękko - nigdy nie byłaś mecha¬
nikiem w swojej rodzinie.
- To prawda. - Oczy Rebeki płonęły szmaragdowym og¬
niem, gdy wpatrywała się w doktora Cornisha. Mając metr
siedemdziesiąt pięć wzrostu nie musiała podnosić głowy, by
spojrzeć w oczy temu łysiejącem u już mężczyźnie, w średnim
wieku. Nie poczuła się również zażenowana jego niezado¬
wolonym wyrazem twarzy ani plakietką na białym fartuchu
identyfikującą go jako szefa ortopedii.
Mimo swoich zaledwie trzydziestu lat, to właśnie Rebeka
była najważniejszą osobą na fizykoterapii i wszyscy w szpita¬
lu o tym wiedzieli. Poza tym, pomyślała spoglądając przez
okno na pacjentów w pokoju ćwiczeń, mogłaby teraz utkwić
wzrok w samym diable, żeby tylko nie kazano jej zajmować
się Jace'em Cooperem. Obserwowała, jak ten uśmiechnął
się i zażartował na temat czegoś, co powiedział Bob Wilkes.
Jace miał ten rodzaj uroku, który przyciągał do niego ludzi.
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki