Coffman Elaine - Gdzieś po drodze, romans 2

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Elaine CoffmanGDZIEŚ PO DRODZESpis treściCZĘŚĆPIERWSZAKOBIETAC Z Ę Ś Ć DRUGAMĘŻCZYZNAC Z Ę Ś Ć TRZECIASPOTKANIECZĘŚĆ PIERWSZAKobieta„To, co można dojrzeć gołym okiem, jest najmniejważną częścią kobiety."OWIDIUSZPROLOGZamek Dornoch, Szkocja, 1848Wszystkie kłopoty brały się z tego, że matka nazwała ją na cześć konia.Myśląc o swojej serdecznej przyjaciółce z Anglii i o tym, jak dobrze sięteraz z pewnością bawi podczas sezonu towarzyskiego w Londynie, lady An-nabella Stewart przestąpiła z nogi na nogę. Wewnątrz aż kipiała z żalu i wście­kłości. Wszystko wydawało się niezwykle radosne i obiecujące tamtego dniaprzed kilkoma miesiącami, kiedy to opuściła zamek Saltwood i udała się doLondynu, do należącego do jej rodziny domu. Właśnie skończyła siedemna­ście lat, miał to być jej debiutancki sezon i naprawdę uważała się za najszczę­śliwszą z kobiet.Och, w jakże innym nastroju była teraz! Powinnaś wiedzieć, Bello, pomy­ślała. Powinnaś to przewidzieć. Każdy, kto został nazwany na cześć konia...Krótko przed narodzinami najmłodszej córki księżna Grenville pojawiłasię na wyścigach konnych i z zachwytem obserwowała, jak piękna gniadaklacz o imieniu Lady Annabella pierwsza mija linię mety.- Ależ Bello - często powtarzała jej matka. - To była przepiękna klacz. Inaprawdę dobiegła do mety pierwsza.Dopiero kiedy ktoś wcisnął w dłoń Annabelli kieliszek z szampanem,wróciła myślami do rzeczywistości. Skończone. Moje życie będzie wkrótceskończone. To się nie mogło dziać naprawdę. Popatrzyła na ojca, słysząc peł­ne paniki bicie swego serca i czując zaciskającą się na szyi duszącą pętlęprzeznaczenia. Wzrokiem próbowała wyrazić błaganie. Książę Grenvillezmrużył lekko oczy i odchrząknął. Nie odezwał się jednak ani słowem.Annabella przymknęła powieki, by nie widzieć ponurej twarzy ojca. Onto zrobi, pomyślała. On naprawdę ma zamiar to zrobić. Z zimną krwią dopro­wadzi do jej zaręczyn z mężczyzną, którego dopiero co poznała, z człowie­kiem, który w chwili jej narodzin miał już skończone dwadzieścia lat.8Z odległych kątów sali dosięgnął ją panujący w zamku chłód. Ta uroczy­stość, gromadząca całą rodzinę i klany, miała przypieczętować i uczcić zarę­czyny. Ten dzień powinien być szczęśliwy i radosny.Tymczasem był to dzień pełen smutku. Matka Annabelli starała się za­chowywać pogodny wyraz twarzy, lecz jej oczy błyszczały nieco zbyt moc­no. Na górze wypłakiwała sobie oczy pokojówka Annabelli, Bettina. Jarviso-wi, lokajowi księcia, także najwyraźniej wpadło coś do oka. Na zewnątrzsiąpił nieprzyjemny deszcz. Nawet ze świec w kandelabrach nieustannie ska-pywały krople wosku.- Za nas i do diabła z Anglikami!Słowa toastu rozbrzmiały w szumie cichych rozmów niczym nieoczeki­wany grzmot, pozostawiając po sobie jedynie dziwną, niezręczną ciszę.Mogła je wypowiedzieć właściwie każda osoba w tej ogromnej sali zam­ku Dornoch. W innej sytuacji taki toast wystarczyłby, żeby rozsierdzić każ­dego gorącokrwistego Anglika, ale teraz Alisdair Stewart, książę Grenville,tylko popatrzył na córkę i jej narzeczonego Johna Gordona, hrabiego Huntly,po czym uniósł kieliszek.- Oby dane wam było cieszyć się długim i szczęśliwym wspólnym życiem.Spojrzał na żonę i uśmiechnął się. Księżna także uniosła kieliszek, zerka­jąc przy tym na córkę. Ale Annabella nie odpowiedziała uśmiechem. Niepatrzyła na nikogo. Jej wzrok utkwiony był w gobelinie po drugiej stroniesali. Oddychała nierówno i starała się ukryć wściekłość, jaka niej opuszczałajej w dniu zaręczyn z tym Szkotem.Modliła się o przypływ odwagi, ale czuła jedynie wstyd - wstydziła się,że jest takim tchórzem, że chce się jej płakać, zamiast stawiać opór, wstydziłasię, że jest taką trzęsącą się, żałosną istotą. Dlaczego nie przychodziło jej dogłowy nic, co powinna powiedzieć w takiej sytuacji każda obdarzona silnąwolą kobieta? Dlaczego tylko drżała i bladła, z udręczonym wyrazem twa­rzy? To bolało - widzieć siebie tak potulną, ugrzecznioną i bladą jak ściana:żałosna istota, poddająca się woli rodziców i mająca mniej odwagi niż śpiąceniemowlę. I zero optymizmu.- Za moją narzeczoną - rzekł Huntly głosem, który na nowo rozbudził w niejprzerażenie i złość.Wiedząc, że musi spojrzeć na przyszłego męża, Annabella odwróciła siędo niego i uśmiechnęła blado, by pokryć tym narastającą falę histerii. Zmar­znięta i wystraszona, zamrugała, by powstrzymać łzy, modląc się, aby przy­najmniej myślami znaleźć się gdzie indziej. Ze smutkiem przypomniała so­bie ponownie Emily, przyjaciółkę z Anglii. Jakże ona musi się teraz dobrze9 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki