Cnota - Feather Jane(1), Romanse historyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
FEATHER
Cnota
JANE
Prolog
Gęsie pióro, skrzypiąc, sunęło po pergaminie. Żywiczne polano za-
skwierczało na kominku. Płomyk kapiącej łojówki rozbłysnął nagle, oży
wiony podmuchem wiatru, który wtargnął do wnętrza przez szparę w nie
szczelnej okiennicy. '
Siedzący przy stole mężczyzna przerwał na chwilę pisanie. Zanurzył
pióro w kałamarzu i obrzucił wzrokiem słabo oświetlone, nędzne wnętrze.
Popękaną boazerię pokrywała gruba warstwa kurzu. Podłoga lepiła się od
brudu. Otulony peleryną mężczyzna skulił się jeszcze bardziej. Zerknął
w stronę kominka; ogień dogasał. Schylił się więc do koszyka, by dorzucić
następne polano. Nie uczynił tego jednak i znów się wyprostował. Niepo
trzebny luksus. Obejdzie się bez niego przez parę minut. Tak, to już tylko
parę minut.
Wrócił do pisania; w ciszy słychać było tylko skrzypienie gęsiego pióra.
Potem sięgnął po piaseczniczkę i osuszył zapisany pergamin. Nie czyta
jąc powtórnie dopiero co zakończonego listu, bardzo starannie go złożył,
kapnął obficie woskiem ze świecy i zapieczętował swoim sygnetem. Przez
chwilę siedział w milczeniu, wpatrując się w wyraźnie odciśnięty w wosku
monogram
G. D.
Potem dopisał jeszcze kilka słów na wierzchu, nad pieczę
cią.
Wstał i oparł list o zmatowiały srebrny świecznik na gzymsie kominka.
W butelce na stole pozostała resztka brandy. Wlał ją do kieliszka i wypił
jednym haustem. Poczuł miłe palenie na języku i w gardle. Podły tani alko
hol stanowił dla niego pewną pociechę, choć niegdyś pijał tylko najprzed
niejsze trunki.
5
Podszedł do drzwi i otworzył je ostrożnie. W korytarzu było ciemno
i cicho. Dotarł bezszelestnie na sam koniec, do dwojga drzwi znajdujących
się naprzeciw siebie. Były zamknięte. Delikatnie nacisnął klamkę z prawej
strony. Gdy drzwi otworzyły się. stanął w progu, wpatrując się w ledwie
widoczny w mroku zarys łóżka i skulonej pod kołdrą postaci. Wargi jego
poruszały się w bezgłośnym błogosławieństwie. Potem z równą ostrożnoś
cią zajrzał do sypialni naprzeciwko.
Wrócił do oświetlonego łojową świeczką pokoju, zamknął drzwi i pod
szedł znów do stołu. Otworzył szufladę i wyjął z niej oprawny w srebro
pistolet. Sprawdził magazynek. Jeden nabój. Wystarczy w zupełności.
Pojedynczy strzał zmącił nocną ciszę. Na pozostawionym na gzymsie
kominka liście widniały słowa:
Do moich najdroższych dzieci, Seba
stiana i Judith. Kiedy to przeczytacie, poznacie wreszcie prawdę.
i
Co
ona wyrabia, u diabła?
Marcus Devlin, wielce czcigodny markiz Carrington, machinalnie odsta
wił pusty kieliszek na tacę przechodzącego obok lokaja i wziął z niej drugi,
pełen szampana. Następnie odsunął się od ściany i wyprostował, by lepiej
widzieć, co się dzieje na drugim końcu zatłoczonej sali, w bezpośrednim
sąsiedztwie stołu, przy którym grano w makao. Ta dziewczyna pozwalała
sobie na jakieś szacherki. Czuł to przez skórę!
Stała za krzesłem Charliego, poruszając lekko wachlarzem, który zasła
niał dolną część jej twarzy. Pochyliła się właśnie, by szepnąć coś Char-
liemu do ucha. Głęboki dekolt pozwalał napawać się widokiem pełnych
piersi i cienistego rowka pomiędzy nimi; wystawiono je bez żenady na
widok publiczny. Charlie podniósł wzrok i odpowiedział dziewczynie bez
radnym, zachwyconym uśmiechem, tak charakterystycznym dla pierwszej
miłości.
Nic dziwnego, że kuzynek stracił kompletnie głowę dla panny Judith Da-
venport, stwierdził markiz. Trudno byłoby znaleźć w Brukseli mężczyznę,
na którym nie zrobiłaby wrażenia. Ta istota pełna kontrastów, impulsywna,
błyskotliwie inteligentna, potrafiła każdego owinąć sobie wokół palca. To
drażniła, to rozczulała jak bezbronne kociątko; miało się ochotę wziąć ją
na ręce, przytulić, chronić przed burzami życia...
Romantyczne brednie! Markiz skarcił się surowo za podobne myśli,
godne Charliego lub innego z młodych wojaków, dumnie prezentujących
barwy swego pułku w brukselskich salonach - zwłaszcza teraz, gdy cały
świat czekał na pierwszy ruch Napoleona. Od kilku tygodni Carrington
7
obserwował, jak Judith Davenport rozsnuwa swe czarodziejskie sieci. Był
przekonany, że nie jest to zwykła flirciara, lecz przebiegła szelma, prowa
dząca przemyślaną grę. Do tej pory jednak nie odgadł, na czym owa gra
polega,
Spojrzenie markiza spoczęło na młodym człowieku naprzeciw Charlie-
go. Sebastian Davenport trzymał bank. Na swój sposób młodzieniec był
równie urodziwy jak jego siostra. Siedział w swobodnej pozie i wydawał
się uosobieniem beztroski. Naturalność czy szczyty aktorskiego kunsztu?
Spoglądał właśnie przez stół na Charliego, śmiał się i od niechcenia prze
kładał trzymane w ręku karty. Wszystkim grającym udzielił się jego pogod
ny nastrój. Dobry humor nigdy nie opuszczał Davenportów. Może właśnie
dlatego byli tacy popularni?
I nagle markiz przejrzał ich grę.
Judith poruszała wachlarzem. Leniwe, monotonne ruchy pełne były
ukrytej treści. Niekiedy panna Davenport wachlowała się szybciej, to znów
zastygała w bezruchu. Raz czy drugi zamknęła wachlarz, by zaraz rozłożyć
go znowu. Rozległ się czyjś śmiech. Sebastian Davenport od niechcenia
przesunął grabkami na środek stołu szereg rewersów i zwitki banknotów.
Markiz ruszył przez cały pokój w tamtym kierunku. Kiedy dotarł do gra
jących w makao, Charlie spojrzał na niego z niewesołym uśmiechem.
- Jakoś mi dziś karta nie idzie, Marcusie.
- W ogóle rzadko jej się to zdarza - odparł Carrington i zażył tabaki.
- Uważaj, żebyś nie zabrnął w długi!
Mimo uprzejmego tonu Charlie usłyszał w głosie kuzyna ostrzeżenie.
Lekki rumieniec zabarwił mu policzki. Spuścił znów wzrok na karty. Mar-
cus -jego prawny opiekun - nie okazywał zrozumienia, gdy karciane długi
Charliego przekraczały wysokość jego kwartalnej pensji.
- Nie chce się pan przyłączyć do gry, milordzie? - rozległ się za plecami
markiza dźwięczny głos Judith Davenport.
Uśmiechała się, a jej złotobrązowe, świetliste oczy otoczone były firanką
niewiarygodnie gęstych i długich rzęs. Jednakże dziesięć łat konsekwen
tnego wymykania się z pułapek zastawianych przez polujące na bogate
go męża panienki uodporniło markiza na przymilne spojrzenia pięknych
oczu.
- Nie, panno Davenport. Podejrzewam, że i mnie szczęście by dziś nie
dopisało. Pozwoli pani, bym jej towarzyszył przy kolacji? Musiał już panią
straszliwie znudzić widok mego kuzyna przegrywającego raz za razem.
Skłonił się lekko i nie czekając na odpowiedź, ujął ją pod rękę.
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Indeks
- Coulter Catherine - Pieśń 03 - Pieśń ziemi, E-Booki Romanse, Coulter Catherine
- Chmielewska Joanna -Romans wszechczasĂłw, KSIĄŻKI DO PODUSZKI, Chmielewska Joanna
- Child Maureen - Tajemnicza nieznajoma - (Harlequin Gorący Romans Duo), Child Maureen
- Child Maureen - Jak uwieść eksmęża - (Harlequin Gorący Romans Duo), Child Maureen
- Celmer Michelle-Na balu u księcia, Romans z księciem
- Coulter Catherine - Pieśń 03 - Sekretna pieśń, romans 2
- Contemporary Japan - (Duncan McCargo, ebooks, japan, history
- Chris Mann - SS-Totenkopf. Historia dywizji Waffen SS(1), Książki
- Changes in Negative Affect Following Pain (vs. Nonpainful) Stimulation in Individuals With and Without a History of Nonsuicidal Self-Injury
- Cindy Gerard - Burza namiętności, Książki - ebook, ● Harlequin Gorący Romans Duo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- romanbijak.keep.pl