Christopher Paolini Tom I - Dziedzictwo,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Christopher PaoliniEragonDziedzictwa księga pierwszaEragon. Inheritance, Book OnePrzełożyła Paulina BraiterWydanie oryginalne: 2002Wydanie polskie: 2005Ksišżkę tę dedykuję:mojej mamie, która ukazała mi magię w naszym wiecie,ojcu, za to, że pokazał mi człowieka za zasłonš,a także mojej siostrze Angeli,za pociechę, gdy ogarnia mnie smutek.Prolog:Cień grozyWiatr zawodził w ciemnociach, niosšc z sobš woń, która mogłaby odmienić losy wiata. Wysoki Cień uniósł głowę i zaczšł węszyć w powietrzu. Wyglšdał jak człowiek, tyle że miał szkarłatne włosy i rdzawoczerwone oczy.Wzdrygnšł się zdumiony. Wiadomoć okazała się prawdš: byli tu. A może to pułapka? Rozważył wszystkie za i przeciw, po czym rzekł lodowatym głosem:Rozdzielcie się, ukryjcie za drzewami i krzakami. Musicie zatrzymać każdego, kto się tu zjawi... albo sami zginiecie.Otaczajšca go dwunastka urgali, uzbrojonych w krótkie miecze i okršgłe żelazne tarcze pokryte czarnymi symbolami, rozbiegła się, głono szurajšc. One także przypominały ludzi o krzywych nogach i grubych masywnych ramionach, jakby stworzonych do tego, by miażdżyć w miertelnym uchwycie. Znad małych uszu wyrastały skręcone rogi. Potworne istoty ukryły się wród poszycia, pomrukujšc głono. Wkrótce szelest lici ucichł i w lesie znów zapanował spokój.Cień wyjrzał na szlak zza grubego pnia drzewa. Żaden człowiek nie dostrzegłby niczego w takiej ciemnoci, dla niego jednak słabiutka powiata księżyca była jasna niczym promienie słońca, zalewajšce drzewa. Widział wyranie i ostro najdrobniejszy szczegół. Trwał bez ruchu, nienaturalnie cicho, ciskajšc w dłoni długi jasny miecz. Wzdłuż klingi biegło cieniutkie kręte wyżłobienie. Broń była wystarczajšco wšska, by wniknšć miedzy żebra, lecz doć solidna, by przecišć nawet najtwardszš zbroję.Urgale nie widziały tak dobrze jak Cień, poruszały się po omacku niczym lepi żebracy, niezdarnie wymachujšc broniš. Nagle ciszę przeszyło donone pohukiwanie sowy. Czekali w napięciu, aż ptak odleci. Potwory zadrżały w zimnym nocnym powietrzu. Jeden z nich nastšpił ciężkim butem na gałšzkę, która pękła z trzaskiem. Cień syknšł gniewnie i urgale skuliły się przerażone. Z trudem zwalczył niesmak cuchnęły zepsutym mięsem i odwrócił głowę. To tylko narzędzia, nic więcej.Minuty zamieniały się w godziny, a Cień z trudem opanowywał zniecierpliwienie. Woń musiała daleko wyprzedzać swych włacicieli. Nie pozwolił urgalom wstać ani się rozgrzać. Sobie także odmówił tego luksusu. Czuwał za drzewem, nieustannie obserwujšc szlak. Lasem zakołysał kolejny powiew wiatru. Tym razem woń była silniejsza. Podniecony uniósł cienkš wargę, odsłaniajšc zęby.Szykujcie się szepnšł.Całe jego ciało wibrowało, czubek miecza zataczał nieduże kręgi. Trzeba było wielu knowań i wiele bólu, by doprowadzić go do tej chwili. Nie mógł teraz przegrać, stracić wszystkiego.Głęboko osadzone oczy urgali rozbłysły pod nawisami masywnych brwi. Stwory mocniej chwyciły broń. Cień pierwszy usłyszał brzęk: co twardego uderzyło o kamień. Z mroku wyłoniły się niewyrane plamy szaroci, które zbliżały się z każdš chwilš.Trzy białe konie niosły jedców wprost w pułapkę. Dumnie unosiły głowy, ich grzywy falowały w blasku księżyca niczym żywe srebro.Na pierwszym rumaku siedział elf o spiczastych uszach i eleganckich ukonych brwiach. Był smukły, lecz silny i gibki niczym rapier. Przez ramię przewiesił potężny łuk. U boku, naprzeciw kołczana pełnego strzał o lotkach z łabędzich piór, zwisał miecz.Ostatni jedziec miał podobnš jasnš twarz i ostre rysy. W prawej dłoni trzymał długš włócznię, u pasa wisiał biały sztylet. Głowę okrywał mu kunsztownej roboty hełm, zdobiony bursztynem i złotem.Między nimi jechała kruczowłosa elfia dama. Zdawała się promieniować spokojem; ciemne oczy płonęły w okolonej czarnymi lokami twarzy. Strój miała prosty, co jeszcze podkrelało jej niezwykłš urodę. Do pasa przytroczyła miecz, a przez plecy przerzuciła długi łuk i kołczan. Przed sobš w siodle wiozła sakwę co chwila zerkała na niš, jakby upewniajšc się, że wcišż tam jest.Jeden z elfów przemówił, zniżajšc głos; Cień nie dosłyszał jego słów. Dama odpowiedziała władczo i jej strażnicy zamienili się miejscami: ten w hełmie wyjechał naprzód, pewniej chwytajšc włócznię. Bez żadnych podejrzeń minęli kryjówkę Cienia i kilku pierwszych urgali.Cień już czuł smak zwycięstwa, gdy wtem wiatr gwałtownie zmienił kierunek i powiał w stronę elfów, niosšc ciężki smród urgali. Konie parsknęły gniewnie, zarzucajšc łbami. Jedcy zesztywnieli, rozejrzeli się niespokojnie, błyskawicznie zawrócili wierzchowce i pogalopowali z powrotem.Rumak elfiej damy wystrzelił naprzód, pozostawiajšc strażników daleko w tyle. Porzucajšc kryjówkę, urgale wypuciły w ich lady deszcz czarnych strzał. Cień wyskoczył zza pnia i wykrzyknšł:Garjzla!Z jego ręki wytrysnšł czerwony płomień, zalewajšc drzewa blaskiem barwy krwi. Promień trafił wierzchowca elfki, który runšł na ziemię z przeszywajšcym kwikiem. Elfka z nieludzkš szybkociš zeskoczyła mu z grzbietu, wylšdowała lekko i obejrzała się przez ramię na strażników.miercionone strzały urgali zdšżyły już powalić obu elfów. Wojownicy spadli ze swych szlachetnych rumaków i legli na ziemi w kałużach krwi. Urgale rzuciły się ku nim.Za niš! krzyknšł Cień. To jš chcę dostać!Stwory wymamrotały co w odpowiedzi i popędziły cieżkš.Na widok dwóch martwych towarzyszy, z ust elfki dobył się cichy krzyk. Postšpiła krok ku nim, potem jednak przeklęła wrogów i mignęła w las.Podczas gdy urgale miotały się wród pni, Cień wspišł się na sterczšcš ponad wierzchołki drzew granitowš iglicę. Widział stamtšd cały otaczajšcy ich las. Uniósł rękę, powiedział: Böetq istalri! i ćwierćmilowy odcinek lasu stanšł w płomieniach. Z ponurš determinacjš Cień wypalał kolejne fragmenty, aż w końcu miejsce pułapki otoczył piercień ognia o rednicy półtorej mili rozżarzona korona poród ciemnych drzew. Zadowolony obserwował uważnie kršg, piklujšc, by ogień nie przygasł.Obręcz ognia zacieniała się, zmniejszajšc teren, który musiały przeszukać urgale. Nagle Cień usłyszał wrzaski i ochrypły krzyk. Pomiędzy drzewami dostrzegł poruszenie: trzy miertelnie ranione stwory runęły na ziemię. Ujrzał też elfkę, uciekajšcš przed pozostałymi urgalami.Z niewiarygodnš szybkociš biegłš w stronę granitowej iglicy. Cień obejrzał uważnie teren dwadziecia stóp niżej, po czym skoczył i wylšdował zręcznie tuż przed niš. Uskoczyła gwałtownie i rzuciła się biegiem ku cieżce. Z jej miecza ciekała czarna krew urgali, plamišc trzymanš w dłoni sakwę.Rogate potwory wynurzyły się z lasu i otoczyły elfkę, odcinajšc jej drogę ucieczki. Osaczona rozglšdała się gwałtownie w poszukiwaniu wyjcia. Gdy go nie dostrzegła, wyprostowała się i spojrzała na przeladowców z królewskš wzgardš. Cień podszedł do niej, unoszšc rękę, napawajšc się bezradnociš zdobyczy.Brać jš.W chwili gdy urgale skoczyły naprzód, elfka otworzyła sakwę, co wyjęła i upuciła jš na ziemię. W dłoniach trzymała duży szafirowy kamień, w którym odbijał się gniewny blask pożarów. Podniosła go nad głowę, jej wargi poruszyły się, formułujšc desperackie słowa.Garjzla! rzucił gwałtownie Cień.Z jego dłoni wystrzeliła kula czerwonego ognia i poleciała ku elfce, chyżo niczym strzała. Spóniła się jednak. Na moment las zalała szmaragdowa powiata, kamień zniknšł a potem czerwony ogień i powalił jš na ziemię.Cień zawył z wciekłoci i ruszył naprzód, uderzajšc gniewnie mieczem w drzewo. Klinga do połowy zagłębiła się w pniu i tkwiła tam, wibrujšc. Wystrzelił z dłoni dziewięć promieni energii, natychmiast zabijajšc urgale, po czym uwolnił miecz i podszedł do elfki.Z jego ust posypały się proroctwa zemsty, wypowiedziane w potwornym, tylko jemu znanym języku. Zaciskajšc chude dłonie, spojrzał wciekle w niebo. Zimne gwiazdy patrzyły na niego spokojnie niczym obserwatorzy z innego wiata. Z niesmakiem wykrzywił usta, po czym pochylił się nad nieprzytomnš elfkš.Jej uroda, która zachwyciłaby każdego miertelnika, dla niego nic nie znaczyła. Sprawdził, że kamień zniknšł, i przywołał czekajšcego wród drzew wierzchowca. Przywišzawszy elfkę do siodła, wskoczył mu na grzbiet i ruszył naprzód.Zgasił płomienie na swej drodze, ale reszcie pozwolił płonšć.OdkrycieEragon uklškł na zdeptanej, zbršzowiałej trawie i fachowym okiem zmierzył lady. Mówiły mu, że jelenie były na łšce zaledwie pół godziny wczeniej; wkrótce zlegnš na noc. Jego cel, niewielka, wyranie kutykajšca na lewš przedniš nogę łania wcišż wędrowała ze stadem. Dziwne, że dotarła tak daleko i nie padła ofiarš niedwiedzia bšd wilka.Niebo było czyste i ciemne. Wiał lekki wietrzyk. Znad otaczajšcych go gór przypłynšł srebrzysty obłok. Promienie ciężkiego księżyca w pełni, usadowionego między dwoma szczytami, zabarwiły krawędzie chmury na pomarańczowo. Z górskich lodowców i nieżnych czap na wierzchołkach spływały po zboczach połyskliwe strumienie. Z dna doliny leniwie podnosiła się mgła, doć gęsta, by niemal przysłonić mu stopy.Eragon miał piętnacie lat, od osišgnięcia wieku męskiego dzielił go niecały rok. Spod ciemnych brwi na wiat spoglšdały żywe, bršzowe oczy. Ubranie miał znoszone, u pasa wisiał w pochwie nóż myliwski z kocianš rękojeciš. Futerał z kolej skóry chronił cisowy łuk przed rosš. Na plecy zarzucił wzmocnionš drewnianš ramš torbę.Jelenie zawiodły go daleko w głšb Koćca, łańcucha dzikich, niezbadanych gór, biegnšcego wzdłuż krainy Alagaësii. O górach tych kršżyły niezwykłe opowieci i pochodziło stamtšd wielu równie niezwykłych ludzi. Otaczała je złowroga atmosfera, lecz Eragon nie lękał się Koćca był jedynym myliwych z okolic Carvahall, który odważył się tropić zwierzynę wród poszarpanych górskich skał.Polowanie trwało już trzeciš noc, powoli kończył m... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki