Christina Dodd - Świeca w oknie, Christina Dodd

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Christina
I
w oknie
wieca
ROZDZIAŁ
1
Średniowieczna Anglia, wiosna 1153 roku
-
Chcesz ją?
- Co takiego? - Lord Piotr odwrócił siwą głowę
do gospodarza, zaskoczony pytaniem i wytrącony
z równowagi.
- Zapytałem, czy ją chcesz? Nie spuszczasz z niej
oczu. - Theobald wytarł nos ręką, w której trzymał
nóż.
- Tę dziewkę? Tę, która siedzi na końcu stołu?
- drążył ostrożnie lord Piotr, niepewny zamiarów
gospodarza ani tego, co oznaczają wrogie błyski,
które pojawiły się w jego oczach. - Jest bardzo
urodziwa.
mocno nóż jednej ręce, drugą podnosząc puchar.
- Dalej, przyjrzyj się lepiej. Ma pełne, karminowe
usta o najdelikatniejszym rysunku. Włosy, czarne
i długie, spływają po plecach i pięknie odcinają się
od jasnej nieskazitelnej cery. Ciało Saury, a niech
ją zaraza, jest z tych, o jakich śpiewają poeci. Nogi
długie do samych bioder, niczego sobie bioder.
Smukła talia i te... - Theobald jął gestykulować
obiema dłońmi, wylewając sobie piwo na brzuch.
Zaklął szpetnie.
5
Zrażony tak poufałym opisem wdzięków lord
Piotr wyobraził sobie te dłonie na ciele Saury i po­
czął niezręcznie przepraszać.
- Wybacz. Nie wiedziałem, że to twoja konkubina.
- Konkubina! - prychnął ze wzgardą Theobald
i obrzucił dziewczynę spojrzeniem pełnym niena­
wiści. - Za nic nie wziąłbym jej do łoża, ani też nie
oddałbym tobie. Jest bezużyteczna, nie widzisz?
Ślepa, całkiem ślepa, jak kret. To córka mojej
pierwszej żony i Elwina z Roget. Nie mogę jej na­
wet wydać za mąż. Ciąży mi niczym kamień u szyi,
bezużyteczna!
Bezużyteczna? Lord Piotr wątpił w te słowa.
Uwagę jego przyciągnęło to, że zdawała się decy­
dować o kolejności podawania dań na stół. Cały
ruch w wielkiej sali odbywał się pod jej kierun­
kiem. Słudzy zwracali się do niej z szacunkiem,
kłaniali nisko i wykonywali jej polecenia. Szepnęła
coś do służącej i kobieta pobiegła co tchu w stronę
kuchni. Po czym wróciła, powiedziała swojej pani
coś na ucho i Saura wstała z ławy. Lord Piotr ob­
serwował ją z największą uwagą, oczekując, że się
potknie, lecz oddaliła się z wdziękiem, lekko tylko
musnąwszy łuk szeregu kolumn oddzielających
wielką salę od reszty zamkowych pomieszczeń
i zniknęła na schodach.
- Interesuje mnie jej służąca - przyznał lord
Piotr nie spuszczając wzroku z tego miejsca. - Jak
ma na imię?
- Piastunka Saury? - gwizdnął Theobald. - Od­
ważny z ciebie człowiek. Możemy dać ci lepszą, niż
stara Maud.
Lord Piotr odwrócił głowę do swego gospodarza
i lekko się uśmiechnął.
- Lubię dania dobrze przyprawione.
6
- Pewnie, przyprawy głuszą kiepski zapaszek,
czyż nie? - Theobald uraczył uśmiechem swoją
młodziutką żonę, która skurczyła się u jego boku.
Piotrowi zrobiło się jej żal, że będzie musiała dzi­
siejszej nocy dzielić łoże ze swym panem.
- Maud? - Lord Piotr wyszedł z niszy i przyjrzał
się dokładniej kobiecie, którą przywiódł jego gier-
mek. Siwe warkocze zwisały jej luźno na plecach,
a krągłą twarz pokrywały zmarszczki średniego
wieku. Wysoka, trzymała się prosto, tak samo jak
w czasie wieczerzy, gdy górowała nad swą ociem­
niałą panią. Odprawił gestem giermka. - Ty jesteś
Maud? Służąca Saury z Roget?
Bystre, błękitne oczy prześwidrowały go na wy­
lot, szukając uwierzytelnienia w jego stroju i kon­
dycji ciała.
- Jestem Maud, dawna piastunka Saury. Służy­
łam jej matce, a Saurze będę służyć, póki nie wy­
dam ostatniego tchnienia, a jeśli ten łotr Theobald
ci ją dał, to...
- Ależ nie! - wrzasnął lord Piotr, rozzłoszczony
tak niesmacznym podejrzeniem. Jest tak młoda,
że mogłaby być moją wnuczką!
Maud, zdumiona okazaną gwałtownością, spo­
glądała na niego kpiąco, aż zakłopotany lord Piotr
wyjaśnił ze wzruszeniem ramion.
- Moja szlachetna małżonka kazałaby mnie po­
dać w plasterkach na półmisku.
- Zacna dama - rzekła Maud - Chodź ze mną,
panie. Tu nam grozi, że ktoś podsłucha. Czego
chcesz od mojej pani?
Lord Piotr podążył za kobietą.
7
- Jej to powiem.
- A to dlaczego?
- Bo to sprawa tylko dla jej uszu. - Mierzony
pełnym wątpliwości spojrzeniem Maud, mówił da­
lej: - Jakąż krzywdę jej mogę wyrządzić, gdy ty
przy niej czuwasz? A może jest tak bojaźliwa, że
musi kryć się za tarczą?
- Bojaźliwa? Broń Boże, nie lady Saura. Bije
w niej serce Iwa.
- To dobrze, gdyż nie przydałaby mi się na nic,
gdyby nie była odważna. Odniosłem wrażenie, że
prowadzi tu gospodarstwo.
- O, tak. - Maud szła obok z twarzą nieruchomo
wpatrzoną przed siebie.
Nie doczekawszy się pełnej odpowiedzi, lord
Piotr nacisnął: - Mówże, prowadzi gospodarstwo?
- Jak ci zapewne wiadomo, panie, lord The-
obald ożenił się z młodziutką lady Blanche i to ona
jest panią tego zamku.
Lord Piotr przyjrzał się Maud uważnie, zdziwio­
ny tak ostrożną odpowiedzią.
- Nie obchodzi mnie w ogóle lady Blanche! Nie
jestem jej krewnym! Obchodzi mnie za to Saura
z Roget. Powiedz mi, czy to ona tutaj zarządza?
Maud zatrzymała się i uważnie badała jego
uczciwą twarz zdradzającą rozdrażnienie. Pchnęła
drzwi, przed którymi stali.
- Czemu nie zapytać jej samej?
Lord Piotr wszedł do małego pomieszczenia
i wystarczyło mu jedno spojrzenie, by ocenić, jak
rodzina Saury szacowała jej przydatność. W nie­
wielkiej izbie było dość miejsca tylko na niewielkie
łoże z siennikiem i drewnianą skrzynię z żelaznymi
okuciami. W palenisku tlił się ogień, a brak dymu
świadczył o dobrze wyczyszczonym kominie.
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki