Coultner Catherine - Cień nocy, Coulter Catherine

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prolog
Londyn, Anglia,
wrzesień 1814 rok u
Knight
wysunął się z Danielle i podniósł na kola­
na. Spojrzał w dół na jej ciało blade niczym lód i tak
cudownie tajemnicze, jak tylko może się jawić na­
gość kobieca, połyskująca w poświacie księżyca
w ciemną noc. Musnął jej piersi. - Cudowna! - po­
wiedział.
Otwarła oczy, spojrzała na mężczyznę, którego
kochanką była już od niemal czterech miesięcy. -
- O tak! - szepnęła instynktownie, nieświadoma wypo­
wiedzianych słów. Przesunęła dłońmi po jego piersi,
potem niżej, po kędzierzawej gęstwie, gładkich mięś­
niach i aż westchnęła, gdy sięgnąwszy podbrzusza,
dotarła do celu.
Knight jęknął.
- Jesteś nienasycona - wyrzucił ze zduszonym
śmiechem.
- Możliwe - nie przestawała go pieścić - ale z cie­
bie także jurny mężczyzna.
- Żebyś wiedziała - z tymi słowami Knight wtargnął
w nią jednym mocnym pchnięciem. Aż sapnęła, za­
skoczona, i zaraz uniosła się ku niemu, a on zamknął
jej biodra w jeszcze mocniejszym uścisku.
5
Przymknęła powieki, zacisnęła usta. Wycofał się
i obserwował jej twarz; w oczach kochanki dostrzegł
rozczarowanie.
- Bestia - szepnęła i szarpnęła biodra ku górze.
Gdy wszedł w nią ponownie, jęknęła i oplotła go no­
gami.
Teraz jestem jej więźniem, pomyślał, wypełniając
ją, sięgając głęboko. Zbliżała się do momentu szczy­
towania. Zdążył już dobrze poznać sygnały jej ciała -
delikatne spazmy naprężających się mięśni brzucha,
biodra napinające się raz po raz, wyrywający się z ust
jęk - dziki, brzydki i... prawdziwy. Poruszał się wciąż
tym samym rytmem: szybkie, płytkie pchnięcie
na przemian z wolnym, głębokim, coraz głębszym.
Wreszcie krzyknęła, pięściami uderzając w jego ra­
miona.
- Knight!
Uśmiechnął się i powiedział łagodnie: - Już do­
brze. - Sięgnął dłonią między ich złączone ciała, do­
świadczonymi palcami pieścił ją, a ona krzyczała,
wyginała się w górę i spoglądała na niego szalonymi,
niewidzącymi oczami; na jej czole perliły się kropel­
ki potu.
Nagle poczuł się niewypowiedzianie samotny,
a zarazem cudownie potężny. Odkąd po ukończeniu
dziewiętnastu lat poznał sztukę dawania kobiecie
rozkoszy, nigdy nie dopuścił, by jego partnerka nie
doznała satysfakcji. Nie pozwolił się także oszukiwać
- zbyt dobrze poznał kobiety. I teraz również, dopie­
ro widząc, jak Danielle leży pod nim nieruchoma
i rozluźniona, i w pełni zaspokojona, pozwolił się
ogarnąć fali rozkoszy.
- Cóż - powiedział po chwili, bardziej do siebie
niż do niej, gdy serce znowu biło mu spokojnym ryt­
mem - chyba poszło nam należycie.
6
Obdarzyła go tym swoim uśmiechem zaspokojo­
nej kobiety, jak każda po w pełni satysfakcjonującym
seksie, i ponownie poczuł swą siłę. Dłonią delikatnie
odsunął jej z policzków kosmyki włosów, wargami
musnął jej usta i wstał. Przeciągnął się, zaświecił
lampę i przyklęknąwszy przy kominku, podłożył
do ognia.
- Chłodna dziś noc - stwierdził kilka minut póź­
niej, ochlapując się w stojącej na gotowalni miednicy.
Patrzyła na wspaniałe ciało, widoczne w blasku
ognia i delikatnym świetle świecy umieszczonej
w lichtarzu na gzymsie kominka. Przystojny z niego
mężczyzna, pomyślała, z tymi gęstymi, niemal czar­
nymi włosami. Ani śladu granatowego odcienia, tak
częstego u irlandzkich hultajów, których nieraz spo­
tykała, nie są też brązowoczarne jak jej własne -
przetykane ciemnoczerwonymi refleksami. Gęste,
intensywnie czarne, wiły mu się na karku.
Przede wszystkim jednak przyciągały uwagę jego
oczy: brązowe, z żółtymi plamkami; lisie, inteligent­
ne, przebiegłe i cyniczne. Ciało miał piękne: smukłe
i twarde. Wysportowany, znany ze swych osiągnięć,
należał do najlepszych jeźdźców w Klubie Czterech
Koni - słyszała, gdy tak o nim mówiono. Był także
ulubionym uczniem pana Jacksona, sławnego zapaś­
nika, który ostatnio udzielał lekcji boksu zamożnym
mężczyznom. Według jego słów, wicehrabia Castle-
rosse odznaczał się znaczną wiedzą, wytrwałością fi­
zyczną i zręcznością. Nie wiedziała, o co chodziło z tą
wiedzą, ale i tak określenie brzmiało nader pochleb­
nie, cieszyło ją więc, gdyż wicehrabia należał do niej,
przynajmniej na jakiś czas. Już cztery miesiące. Jakże
szybko przeleciały! Kiedy będzie miał jej dość? Nie­
świadomie potrząsnęła głową, broniąc się przed roz­
myślaniem o tak przerażającej perspektywie.
7
Cóż, żadna kobieta nie ma do niego dostępu, po­
cieszała się, nawet z tych dobrze urodzonych, a ona
do nich nie należała. Ileż to razy ze śmiechem mówił
bez ogródek, że nie dla niego małżeńskie więzy i gło­
sił te dziwaczne poglądy swego ojca, podpisując się
pod nimi całkowicie: rozsądny mężczyzna o zdro­
wych zmysłach żeni się nie wcześniej niż po czter­
dziestce i to z dziewczyną liczącą nie więcej niż
osiemnaście lat, zdrową jak koń, płodną, no i łagod­
ną niczym owieczka. Należy spłodzić dziedzica, a po­
tem zostawić go do chowania innym, by dziecko nie
nasiąkło słabościami ojca.
Knightowi Winthropowi, wicehrabiemu Castleros-
se, daleko jeszcze było do owego doniosłego wieku
czterdziestu lat, jako że przed trzema miesiącami
osiągnął dopiero dwudziesty siódmy rok życia. Był
zatwardziałym kawalerem, sardonicznym w swym cy­
nizmie, ale rzadko świadomie złośliwym.
Obserwowała, jak myje swe długie, muskularne
nogi. Miał ruchy płynne i pełne wdzięku. Tak też się
kochał, zawsze bez pośpiechu, zawsze zachowując
kontrolę nad nią i nad sobą, i zawsze niesłychanie
umiejętnie. Wyczuwała jednak, a wręcz wiedziała, że
pozostaje z dala od niej, całkiem sam. Gdzieś po­
za mną, pomyślała pewnego razu, obserwując jego
twarz w chwili, gdy osiągał rozkosz.
- Nawet stopy masz cudowne.
Uniósł wzrok i roześmiał się. - Co powiedziałaś?
Moje stopy, jakie?
Danielle potrząsnęła głową. Nieświadomie wyra­
ziła swoje myśli na głos. Nie powinna tak głupio się
zdradzać. - Ależ nie, mój panie - wycofała się na­
tychmiast. - Powiedziałam, że masz brudne stopy
i powinieneś je umyć jak całą resztę. - Jemu nie za­
leżało na poznaniu jej uczuć. Odesłałby ją, gdyby wy-
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki