Cherryh Carolyn Janice - Przybysz 03 - Spadkobierca, eBook, Cykl Przybysz

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
C.J. Cherrych
Spadkobierca
tom 3 cyklu „Przybysz”
litƏ
RA
1
Inheritor -
Przełożyła Agnieszka Sylwanowicz
Data wydania oryginalnego 1996
Data wydania polskiego 1999
Wydawnictwo MAG
ISBN 8387968803
Od powrotu statku kosmicznego Feniks minęło pół roku - pół
roku, podczas którego atevi pracowali nad rozbudową swego
programu kosmicznego. W tym czasie sytuacja na planecie
stawała się coraz bardziej napięta - spiskowcy z Mospheiry,
wspierani przez ambitną Deanę Hanks i atewskich sojuszników
przygotowywali powstanie przeciwko Tabiniemu... Czy Bren
Cameron, obarczony odpowiedzialnością za los ludzi i atevich,
rozpaczliwie starający się nadążać za politycznymi manewrami
atewskich patronów, znajdzie sposób na ocalenie obu gatunków
przed konfliktem, w którym nie będzie wygranych? Czy potrafi
zjednoczyć ich w obliczu nowego zagrożenia - wrogiej rasy
obcych, na którą Feniks natknął się podczas swej podróży?
2
 Rozdział 1
Wiatr wiał od morza, z zachodu, docierając aż na balkon i
poruszając białym obrusem z żywością, która sprawiała, że
parująca śniadaniowa herbata była dość mile widziana. Za
otynkowaną na biało balustradą rozciągał się widok na błękitną
wodę, bladoniebieskie niebo i słynne urwiska Elijiri, z których, jak
przemknęło przez myśl Brenowi Cameronowi, być może rzucały
się w dół wi’itikiin.
Chociaż nie, morze z pewnością stanowiło zbyt wielkie ryzyko
dla tych niewielkich, eleganckich szybowników.
- Jajka - zachęcił pan Geigi i poparł słowa machnięciem
palców. Było to delikatne danie, coś w rodzaju sufletu ze skórką, a
jajka, jak przysięgał kucharz, nie zawierały toksyn szkodliwych
dla ludzkiego gościa.
Bren ufał swojemu personelowi; Tano i Algini dość wyraźnie
uświadomili kucharzowi jego wrażliwość na pewne miejscowe
przyprawy; był też pewien, że równie wyraźnie uświadomili
atevie konsekwencje jakiegoś kulinarnego wypadku dla reputacji
pana Geigiego, który miał osobisty interes w nie otruciu Brena.
Pozwolił służącemu nałożyć sobie drugą porcję wspaniałego,
dobrze przyprawionego dania. Rzadko zdarzało się, żeby,
znalazłszy coś, co mu smakowało, odważał się to jeść w
większych ilościach - jedna z wewnątrzdepartamentowych
mądrości głosiła, że aby przeżyć atewską kuchnie, trzeba zmieniać
3
 jadłospis i nie pozwolić, by przypadkowy ślad niewłaściwej
substancji stał się trzema lub czterema śladami podczas tego
samego posiłku - ale Tano i Algini sądzili, że to danie jest
zupełnie bezpieczne.
Geigiego wyraźnie cieszyło uznanie Brena dla kuchni, rześkie,
czyste powietrze poranka nad morzem i obecność ważnego gościa.
Apetyt atevy rozciągnął się na drugą, o wiele większą porcję
sufletu. Czarnoskóry, złocistooki, przerastający o głowę i ramiona
wysokiego człowieka oraz obdarowany metabolizmem
tolerującym alkaloidy, Geigi, jak każdy ateva na kontynencie,
uznawał jedzenie za główny cel gościnności, a spożywanie go za
oznakę zaufania i zapewnienie o szczerości, co było zrozumiałe w
społeczeństwie, w którym zabójcy stanowili ważną Gildię oraz
zwykły środek rozsądzania sporów, tak międzypersonalnych, jak i
politycznych.
Tak się składało, że byli nimi Tano i Algini, patrzący Brenowi
przez ramię, stojący przy stoliku śniadaniowym na balkonie; była
nimi, czego Bren był pewien, para krążąca po stronie Geigiego,
przy balustradzie. Tano powiedział, że kobieta nazywa się
Gesirimu, a jej starszy partner Casurni - oboje mieli ciemne,
modnie skrojone ubrania, doskonale odpowiadające stylem
osobistej ochronie pana. Człowiek zakładał, że Tano wie o takich
rzeczach. Człowiek zakładał, że wśród tysięcy członków Gildii
Zabójców najwyżsi rangą znają się z reputacji i, co ważniejsze, z
man-chi - które to słowo oznaczało coś w rodzaju lojalności i nie
miało nic wspólnego z wynajmowaniem, urodzeniem czy
czymkolwiek, co mogli zrozumieć ludzie.
Ludzie jednak nie musieli rozumieć namiętności rządzących
atewskimi umysłami i duszami - przynajmniej to nigdy nie było
konieczne, dopóki wszyscy ludzie na świecie - oprócz jednego -
zamieszkiwali wyspę Mospheirę, leżącą w spowitej w mgiełkę
błękitnej i pięknej cieśninie naprzeciwko tego balkonu.
Taki był stan atewsko-ludzkich spraw, kiedy Bren nie tak
4
 dawno temu rozpoczął swoją kadencję. Tłumacz, urzędnik
terenowy Departamentu Spraw Zagranicznych, a w terminologii
atevich paidhi-aiji, jedyny człowiek, któremu Traktat Mospheirski
zezwalał postawić stopę na kontynencie.
On, Bren Cameron, potomek gwiezdnych podróżników przez
prawie dwieście lat uwięzionych na ziemi atevich, był jedynym
żyjącym człowiekiem, który chodził i żył wśród atevich; mający
dwadzieścia siedem lat Bren przyjął za swoje życiowe zadanie
oraz święty obowiązek łagodzić różnice między atevimi i ludźmi.
Aż do ostatniego roku zadanie to było bardzo podobne do
tego, co robili jego poprzednicy. Większość czasu spędzał w
atewskiej stolicy Shejidan, przenosząc słownictwo atewskich
dokumentów na słownictwo dozwolone ludzko-atewskiemu
słownikowi dla Uniwersytetu Mospheirskiego, do użytku przy
szkoleniu innych paidhiin. Był to długoletni program, i po
przejściu go te dwadzieścia procent, które dotarło aż do zdobycia
stopnia naukowego w dziedzinie spraw zagranicznych, znikało w
trzewiach Biura Spraw Zagranicznych, oprócz osoby mającej
oceny drugie w kolejności: paidhiego-następcy, drugiego
licencjonowanego absolwenta programu (zwykle nie mającego
żadnego znaczącego głosu), który czekał za kulisami, aż urzędnik
terenowy zrezygnuje, umrze albo będzie potrzebował
dwutygodniowego urlopu. Tak jak czekali wszyscy inni, w
kolejności swoich stopni, jako personel wspierający paidhiego w
Biurze Spraw Zagranicznych. Taki był program. To było jedno z
zadań paidhiego. Wyszkolić jednego następcę i pisać słowniki.
Innym zadaniem było służyć jako przekaźnik, za którego
pośrednictwem mospheirski departament stanu powoli
przekazywał ludzką technikę atewskiej gospodarce. Tu paidhi
pełnił zdecydowanie ważną rolę. Służył też jako oczy i uszy
swojego rządu w terenie. Przekazywał wszelkie zebrane przez
siebie dane; przyjmował prośby atewskiego rządu i przekazywał je
dalej; zajmował się kwestiami obyczajów, a czasem jakimiś
problemami prawnymi czy przeszkodami biurokratycznymi.
5
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzonowiec.htw.pl
  • Odnośniki